Obozy letnie
Wspomnienie z Mazur . . .
O obozach żeglarskich organizowanych przez UJK po raz pierwszy usłyszałam na zajęciach z basenu. Pomyślałam wtedy „dlaczego nie?”. W końcu wszyscy tak zachwalają sobie obozy zimowe, więc latem nie mogło być gorzej. Na obóz pojechałam zupełnie zielona jeśli chodzi o jakakolwiek wiedzę żeglarską, nie znając zupełnie nikogo. Rejs rozpoczynał się w Wilkasach k. Giżycka, gdzie pierwszego dnia popołudniu zgromadziła się już niemal cala grupa, tam też się kończył. Do dyspozycji naszej łącznie 9-cio osobowej grupie uczelnia oddala dwie żaglówki: Sportina „Talia” oraz Sportlake „Melpomena”. Trasa wiodła szlakiem południowych jezior, od Niegocina aż po Śniardwy.
Przyznam, że na początku miałam pewne obawy co do grupy. Jednak moje wątpliwości zostały szybko rozwiane. Już pierwszego wieczoru wszyscy bawiliśmy się wspólnie przy szantach na pokładzie „Melpomeny”. Nie było to jednak zwykle śpiewanie – nasz Sternik posiadał umiejętność opowiadania tego co śpiewa, dzięki czemu słuchało się go z ogromną przyjemnością. Duże wrażenie robił na nas zasób jego pamięci, która znała chyba każdą szantę i nie tylko. Po jakimś czasie zaczęli się do nas dosiadać ludzie wracający do swoich lodzi, przyłączali się do śpiewu oraz do gry – wkrótce prócz gitary brzmiały także skrzypce. A w tle szum jeziora i melodia fałów uderzających o maszty. Na mnie, jako osobie, która pierwszy raz odwiedziła Mazury, wieczór owy zrobił duże wrażenie. W rejs wypłynęliśmy następnego dnia. Większość osób z załogi miała już do czynienia z żaglami, posiadali patenty żeglarskie, wiec wypłyniecie z portu czy samo żeglowanie nie było dla nich problemem. Jak się okazało, moja niewiedza nie przeszkadzała nikomu i gdy tylko czegoś nie wiedziałam mogłam śmiało zapytać, bez narażania się na spojrzenia typu „na żagle jedzie a nic nie wie, phi”. Dzięki temu w milej atmosferze można było zasięgnąć trochę wiedzy. Długotrwale płyniecie łodzią może wydawać się nudne – w końcu co można robić z czterema obcymi osobami? Mazury posiadają na szczęście ważną cechę: tutaj nie ważne jakiej jesteś płci i ile masz lat, dogadasz się z każdym. Zanikają granice między pokoleniami czy światopoglądami, każdy ma do opowiedzenia jakaś ciekawą historie czy dowcip. Tak upływały godziny między jedną przystanią a drugą. Czasem z wiatrem, czasem bez, jednak zawsze równie przyjemnie.
Bez wątpienia prawdziwy klimat Mazur tworzą wieczory i noce w portach, gdzie do późna gra muzyka. Zewsząd dochodzi gwar, dźwięk gitary no i wszechobecny plusk fal o kadłuby lodzi. A po zakończonych biesiadach można posłuchać żeglarskich gawędziarzy opowiadających o przygodach przeżytych na wodzie, tych zabawnych i niebezpiecznych, jednak zawsze wspominanych z uśmiechem na twarzy. Całości dopełniało rozbrajające poczucie humoru Komandora. Panuje tu niepowtarzalny klimat, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Takie zresztą są cale Mazury.
Można by opowiadać godzinami o tym rejsie, o kąpielach w jeziorze, przepysznych szczupakach czy chlupiących falach, jednak żeby poczuć ten klimat, trzeba tam po prostu być, bo żadne słowa go nie oddadzą. Żałuje jedynie, że odbywał się on tylko na dwóch łodziach. Cudownie było płynąć po jeziorze w towarzystwie kilkudziesięciu innych żaglówek otaczających „Melpomenę” i „Talię” z każdej strony. Na myśl przychodzą opowieści Sternika i Komandora o dawnych czasach, kiedy przez jeziora pływała flota ośmiu lodzi UJK Kielce. Ci, co mieli okazję pojechać i jej nie wykorzystali, niech żałują, bo na prawdę jest czego. Mazury z żaglówki są piękne. Osobiście mogę śmiało powiedzieć, że taki rejs pozwala zakochać się w tej części Polski, a dla tych którzy już ją widzieli, zakochać się w niej na nowo. Z pewnością powrócę tam za rok.
art. Dorota Połcik
studentka III roku Fizjoterapii UJK